Budowanie życia z psem to proces, który właściwie nigdy się nie kończy. Od szczeniaka przez dojrzewanie, zmiany w naszym życiu, którym pies musi podołać, po starość i związane z tym wyzwania.
I o tych naszych zmaganiach, często niełatwych, bez lukrowania będziemy Wam od czasu do czasu opowiadać. Mamy nadzieję, że nie będzie nudno a przede wszystkim, że będziecie mogli wyciągnąć z tego coś dla siebie i poczuć, że nie jesteście sami:)
Na początek przedstawię Wam trochę siebie – Klarę.
Od 3 lat mieszkam na wsi, z Piotrkiem, naszym synkiem Bernim i od prawie roku psem Julkiem. Wcześniej żył z nami przez 10 lat nasz ukochany Kokosz, który niestety zmarł rok temu. To dzięki niemu zajęłam się pracą z psami. Był adoptowany kiedy miał rok, skończył ze mną kurs instruktorski i był absolutnie wspaniałym towarzyszem i moją wielką miłością.
Miał już 7 lat kiedy pojawił się Berni. Była to dla niego ( jak i dla nas) wprost kosmiczna zmiana!
Czas ciąży też był bardzo trudny dla nas wszystkich! Pandemia, moja złamana noga w 8 miesiącu ciąży, mieszkanie u rodziców bo budował się dom, zerwane więzadło i operacja Kokosza… jak o tym teraz myślę to cieszę się, że to już za nami!
Kokosz też to wszystko jakoś przetrwał!
Udało się wypracować między chłopakami fajną relację. Trwało to trochę i było robione w białych rękawiczkach, ale się udało.
A potem przyszedł najtrudniejszy czas – choroba Kokosza.
Po jego śmierci może nie byłam w pełni władz umysłowych:) i już po 7 tygodniach adoptowaliśmy nowego psa.
I tak nastał Julek!
O rany Julek!
30 kilogramowy podrostek i 3 letnie dziecko! Wylądowałam na lekach i schudłam 9 kg ( więc były plusy:)!
Początki były absolutnym szaleństwem! Pierwszego wieczoru Berni dostał totalnej histerii i nie mogliśmy go uspokoić przez godzinę – więc pies przeszedł chrzest bojowy!
W następnych tygodniach emocje u wszystkich sięgały zenitu. Pies – wiadomo – wylądował na marsie! Dziecko – rozwalone nową sytuacją. Ja – przerażona tym co będzie, nadal w żałobie po Kokoszu – która nagle znów przybrała na sile od pojawienia się Julka! I Piotrek, który miał w tym momencie WSZYSTKO na głowie, był wycieńczony, nie miał czasu i dostał alergii na psa!
Nie będę ukrywać, że w tamtych dniach padały słowa o oddaniu Julka, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że do tego nie dojdzie. To znaczy, że ja do tego nie dopuszczę.
I tak zaczął się nowy psi wątek w naszym życiu – Julek!
Jak widać na załączonym zdjęciu – król Julian na własnozębnie zdobionym tronie – dostarczał nam i nadal dostarcza dużo emocji, zmartwień, ale też śmiechu i tematów do przemyśleń, którymi będę się z wami dzielić.
Będzie sporo o dzieciach i psach pod jednym dachem, ale nie tylko:)
Autor: Klara Kreutz