No cóż – nigdy nie mów nigdy, więc powiem PRZENIGDY – ale to ja! Wszystko zależy ( jak zwykle ), od nas, od dziecka, od możliwości organizacyjnych, czasowych i od pokładów naszej cierpliwości. Moje pokłady, prawie całkowicie, zużywa Berni:) więc wiedziałam, że szczeniaka już nie wytrzymam:)) Mnie najrozsądniejszą opcją wydawało się wzięcie już dorosłego psa z domu tymczasowego, najlepiej z dziećmi – wtedy mamy dużo więcej informacji niż biorąc psa ze schroniska – o tym jak zachowuje się w warunkach domowych, jak radzi sobie z dzieciakami itd. No i nie za dużego – wiadomo – duży pies duży problem (potencjalnie). I to bym polecała.
Więc … zrobiłam zupełnie inaczej:) wzięłam psa 9 miesięcznego, no nie ze schroniska, ale tez nie z domu, ponad 30 kilogramowego, bez doświadczeń z dziećmi i w ogóle bez doświadczeń, ale nie był to szczeniak! Przynajmniej teoretycznie:) Ale dlaczego tak nie chciałam malucha?
Oczywiście biorąc szczeniaka mamy większy wpływ na to jakim psem się stanie i możemy od początku zadbać o prawidłowy rozwój i socjalizację, co jest nie do przecenienia. Jednak z małym dzieckiem wcale nie jest to takie proste – trudniej powstrzymać ludzkie szczenię przed „napastowaniem” – wiecznym tuleniem, braniem na rączki, tarmoszeniem małej puchatej kuleczki:/
A to jest coś czego chciałabym za wszelką cenę uniknąć – nie na tym polega prawidłowa socjalizacja z dziećmi. Berni od urodzenia wychowywał się z dużym psem, wiedziałam więc, że nie będzie się bał, ale, że będzie czuł respekt i nie będzie robił głupich rzeczy. Czy powstrzymałby się od tego przy szczeniaczku? nie mam pewności. Z doświadczeń z konsultacji wiem, jak trudno jest wytłumaczyć małemu dziecku, że im bardziej chce do pieska, tym mniej piesek chce! W efekcie mamy płaczące, sfrustrowane dziecko i psa, który ma „po kokardę” i spore ryzyko, że z czasem zacznie używać mocniejszych argumentów:/
Przy szczeniaku są też takie prozaiczne trudności jak np. nauka czystości – jestem przeciwniczką mat – trzeba po prostu ciągle wychodzić ze szczeniakiem, żeby nauczył się załatwiać na zewnątrz. A z małym dzieckiem będzie to trudne. Ja miałabym ułatwione zadanie bo mam ogród, ale w bloku sobie tego nie wyobrażam:/
Dzieci i szczeniaki nakręcają się nawzajem bardzo szybko i łatwo – na ogół jednak bardzo trudno się „skręcają”😕 kończy się tak, że dziecko już chce się zająć czymś innym, a szczeniak nie umie się wyłączyć – goni, gryzie, szczeka, skacze. Wtedy jest „mamo! Zabierz psa!”
Małe ostre ząbki i gryzienie wszystkiego i wszystkich może być dla dziecka trudne i naprawdę bolesne, a 3 latek sam nie jest w stanie zareagować odpowiednio w takiej sytuacji. W efekcie nierzadko się zdarza, że to właśnie szczeniaka dziecko boi się bardziej niż dorosłego psa. A jeśli się nie boi, to go zadręcza „miłością”. Tak czy siak – niedobrze.
Szczeniak nie potrafi zarządzać własnymi emocjami, potrzebami, energią – dokładnie tak samo jak małe dziecko ( ja zresztą też miewam z tym problemy:) więc chaos jaki by powstał, byłby chyba już przesadą i nie wyrósłby z tego stabilny fajny pies. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe – ja tylko mierzyłam swoje siły na zamiary. A czy dobrze zmierzyłam decydując się na Julka? a to już inna sprawa:)
Miałam szczęście, że Julek nie ma w swoim wachlarzu zachowań agresywnych, że potrafi zostawać sam i że nie jest szczekliwy. Natomiast nadal z małym dzieckiem jest trudno. Zwłaszcza początki były bardzo ciężkie – wiadomo, że pierwszy okres po adopcji jest dla psa ogromnie stresujący – usypiając Berniego słyszałam tylko dobiegający z salonu hałas i łomot! To Julian szalał – skakał do swojego odbicia w szybie, wyciągał co się dało – torby, ścierki, czapki i je rozszarpywał, biegał po meblach. Na pewno łatwiej było ze starszym ogarniętym już psem, jakim był Kokosz. Z racji wieku miał też już mniejsze potrzeby – ruchu, zabawy, kontaktów z innymi psami. Wymagał więc trochę mniej czasu i uwagi.
Kiedy mamy już psa i pojawi się dziecko – wtedy warto zawczasu przygotować psa ( będzie o tym osobny post ), a kiedy mamy już dziecko i bierzemy psa – czy to szczeniaka czy dorosłego – warto dobrze przemyśleć decyzję i mierzyć siły na zamiary. Ja trochę zaszalałam:) ale czy żałuję, że nie zdecydowałam się na szczenię? O rany Julek – nie:)
Autor: Klara Kreutz