pies rodzinny

Cóż to znaczy? Moim zdaniem – niewiele 🙂 Nie ma takiego typu psa. Oczywiście, można bardziej przewidywać potencjalne problemy przy niektórych rasach, a mniej przy innych, ale nasuwa się pytanie – dla kogo te problemy? Dla psa czy dla ludzi?
Jeśli chodzi o dziecko, to pewnie najważniejsze będzie bezpieczeństwo przy wyborze psa. A jeśli chodzi o psa? Niestety, myślę, że znikoma ilość osób decydujących się na psa „rodzinnego” zastanawia się nad tym, czy ten pies będzie szczęśliwy :/ I dopóki nie ugryzie dziecka, to jest ok.
A czy istnieją rasy, które na pewno nie ugryzą? NIE. Każdy pies ma swoje limity i może użyć zębów! Na szczęście większość psów nie jest do tego zmuszana i ich granica nie zostaje nigdy przekroczona. Nie znaczy to jednak, że nie jest to możliwe. I powiem Wam, że najprędzej to właśnie dziecko jest w stanie doprowadzić każdego do ostateczności – rodzice na pewno się ze mną zgodzą! 🙂
Wiadomo, że są rasy bardziej i mniej wymagające. Myślę, że wszystkie tzw. „użytki”, czyli rasy psów pracujących, są na pewno jednymi z trudniejszych – jeśli rzeczywiście nie będą uprawiały sportu czy realnie pracowały np. zaganiając. A ludzie je biorą, bo „przecież takie mądre” – na filmikach w internecie wykonują wszystkie sztuczki. No uwaga na „mądre” psy! Ich możliwości są wprost proporcjonalne do ich potrzeb!
Nie wiem dlaczego, ale grzebiąc w internecie, zauważyłam, że do domów z dziećmi często polecane są właśnie psy bardzo aktywne. Szczerze powiem – nie do końca to rozumiem. Dla mnie pies bardzo aktywny, szybko pobudzający się (a polecane są bordery, border terriery czy boksery), to słaby wybór. Argumentem jest to, że potrafią się bawić z dziećmi do upadłego! Więc może zacznijmy od tego, że nie powinniśmy brać psa po to, żeby dzieci miały z kim się bawić. A pies, któremu dzieci rzucają cały czas piłkę, prędzej czy później „zwariuje” i zacznie sprawiać problemy. Przy takich rasach wzajemna „nakrętka” następuje w sekundę, a wyciszenie psa jest bardzo trudne.
Z mojego doświadczenia wynika, że często też do rodzin z dziećmi brane są psy małe. Zauważyłam, że schemat się powtarza – dzieci biorą psa na ręce, noszą, przytulają, całują, ganiają, wchodzą na posłanie itd. Skutki mogą być opłakane. Dla dzieci – mogą, bo dla psa są na pewno.
No i oczywiście goldeny, które kiedy podrosną, nie są już noszone, ale za to traktowane jak poduszka lub duży miś do przytulania.
Ale nawet jeśli rodzice są świadomi – uczą i kontrolują swoje dzieci (i psa), to sytuacja tych psów nadal bywa „daleko od ok”. Dlaczego? Bo żyją w domu, w którym bez przerwy coś się dzieje – bieganie, krzyki, skoki, histerie itd. I nawet jeśli pies znosi to z godnością w domu, to gdzieś to z siebie wyrzuci – może na innych psach, może na rowerzystach…
Ja staram się maksymalnie dbać o samopoczucie i poczucie bezpieczeństwa Julka, a i tak widzę, jak obecność dziecka na niego wpływa. Kiedy Berniego nie ma – jest spokojniejszy. A kiedy wyjadę z nim sama – staje się oazą spokoju! Nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym nie pilnowała dziecka: że nie wolno przeszkadzać psu, jak sobie leży, nie wolno przytulać, uderzać, kłaść się na nim, nic mu zabierać itd. I może w innych sytuacjach brakuje mi konsekwencji w wychowaniu (staram się :)), ale jeśli chodzi o psa – jestem bezwzględna! Albo gdyby nie było bramek, dzięki którym Julian może poczuć się bezpiecznie.
W tej chwili są już zdecydowanie rzadziej używane – pies sam idzie za bramkę, jeśli coś go przerasta (na ogół krzyki), i nawet kiedy pozostaje ona otwarta, to Berni już tam do niego się nie ładuje. Nauczenie psa „rodzinnego” unikania, czyli odchodzenia, kiedy czuje się niekomfortowo, uważam za jedno z ważniejszych zadań.
Julek coraz lepiej radzi sobie z obecnością dzieci – trzyma też w miarę dystans. Na filmiku widać, że funkcjonuje jakoś na takim spacerze z trójką małych dzieci, ale ja widzę, że jest poddenerwowany i na pewno nie jest to jego wymarzony spacer. Czy to znaczy, że nie powinien na niego iść? Nie – niech ma takie doświadczenia raz na jakiś czas, ale z pewnością by oszalał, gdyby tak wyglądała jego codzienność. Następnego dnia zabrałam go na samotny spacer do lasu. A ostatnio wyjechaliśmy sami na kilka dni.
Tymczasem dużo psów „rodzinnych” takie spacery w towarzystwie małych dzieci ma prawie codziennie (jeśli w ogóle je ma), i w dodatku jeszcze w mieście. No bo przecież po to jest pies, żeby cała rodzina chodziła z nim na spacery, dzieci rzucały piłeczkę, ganiały się itd. Tak wygląda obraz psa rodzinnego. A moim zdaniem pies rodzinny to taki, który spędza dużo czasu bez rodziny 🙂 Chodzi na spacery, które są dla niego, a nie dla dzieci, a w domu ma zapewnione warunki możliwie maksymalnego świętego spokoju.
Można to wykorzystać! Polecam! Naprawdę – dla mnie pies bywa „ucieczką”. Niezależnie od wszystkiego muszę z nim iść – co bywa przekleństwem, ale na ogół jest sposobem na oderwanie się i odsapnięcie, którego potrzebuje nawet największa „matka Polka” 🙂

Kolejnym problemem psów „rodzinnych” jest nowoczesna architektura – serio. Stanowi to duże wyzwanie. Często na dolnym poziomie domu jest tylko jedna otwarta przestrzeń, pies nie ma wstępu na górę i nie ma gdzie się schować, odizolować. Jeśli rodzina spędza czas w salonie, to on – chcąc nie chcąc – musi być w środku zamieszania. Taki pozornie banalny problem jest prawdziwym utrapieniem. Warto o tym pomyśleć zanim weźmiemy psa i zorganizować mu w domu cichy kąt.
Czy odpowiem więc na pytanie, jaki pies najlepiej nadaje się na rodzinnego?
Taki, który jest traktowany podmiotowo.
Taki, który nie jest tylko dopełnieniem do rodzinnego obrazka.
Taki, który jest rozumiany i ma spełnione potrzeby.
Taki, którego przestrzeń i wola są ważniejsze niż chęć dziecka do przytulania go.
Taki, który ma komu ufać w domu.
Taki, który nie jest „tylko psem”.
Ostatnio Berni bardziej interesuje się Julkiem, chce go np. przytulać czasem :/ i pyta, dlaczego Julek tylko do mnie przychodzi, a nie do niego. No nie jest łatwo powiedzieć pięciolatkowi, że pies za nim nie przepada, tylko go toleruje. Mówię więc, że psy w ogóle nie lubią, jak je przytulają dzieci – co jest zgodne z prawdą.
Przykro mi więc, jeśli liczyliście na listę ras nadających i nienadających się do dzieci. To nie rasa, tylko nasza świadomość jest ważna. Czy można mieć bordera w domu z małymi dziećmi? Jeśli wiemy, w co się pakujemy :), jakie ma potrzeby i mamy dla niego czas – to spoko.
Decyzja nie jest prosta, bo każda opcja ma swoje minusy:
– szczeniaczek – zadręczą i jak podrośnie, będzie problem,
– dorosły adoptowany – zestaw nieznanych problemów i ryzyko,
– mały – będzie noszony na rękach i ciągany na smyczy,
– duży – może być niebezpieczny, nawet niechcący itd.
Zdecydowanie, oprócz pytania „jakiego psa wziąć do rodziny z dziećmi?”, zadałabym sobie pytanie: czy ja mogę zapewnić temu psu to, czego potrzebuje, i czy będę potrafiła stawiać granice – zarówno psu, jak i dziecku/dzieciom? I czy ja chcę psa? Bo to ja będę za niego odpowiedzialna, a nie moje dzieci.

Nie znaczy to, że niemożliwe jest zbudowanie relacji między dzieckiem a psem. To zależy od dziecka (też jego wieku), od psa (kim jest) i oczywiście od nas – jak my to poprowadzimy. Jednak jestem zdania, że zwłaszcza przy małych dzieciach, nie powinniśmy oczekiwać „miłości”, tylko zdrowego tolerowania się i poczucia bezpieczeństwa, o które tylko my, dorośli, możemy zadbać.
Czy mój pies jest „psem rodzinnym”?
No, chcąc nie chcąc, w pewnym sensie jest. Ale przede wszystkim – jest moim psem!
Chociaż cieszy mnie, że Berni uważa go za członka rodziny. Ostatnio na spacerze, kiedy Julian szedł sobie przodem, Berni zapytał, dlaczego on jest tak daleko i dlaczego nie możemy iść razem jak normalna rodzina? :)))

Autor: Klara Kreutz

Przewijanie do góry